Czas na urlop. Fakt kolejny 🙂 ale tym razem w górach z Karoliną i Magda. Dokładnie w Górach Stołowych + festiwal podróżników 3 żywioły w Srebrnej Górze.
Wracam 07.09.09. Tego dnia mam też egzamin w Wrocławiu z Exchange 2010.
Czas na urlop. Fakt kolejny 🙂 ale tym razem w górach z Karoliną i Magda. Dokładnie w Górach Stołowych + festiwal podróżników 3 żywioły w Srebrnej Górze.
Wracam 07.09.09. Tego dnia mam też egzamin w Wrocławiu z Exchange 2010.
To był dziwny wyjazd do USA, ponieważ poleciałem tam tak naprawdę na „przedłużony weekend”. Niektórych osób nie da się wyciągnąć na weekend nad morze lub w góry na 3-4 dni, a mi się chciało 😉 do USA. Co więcej od soboty wieczora, bo wtedy doleciałem do Seattle, do wtorku popołudnia zrobiłem około 1000 mil (1609 km) jeżdżąc samochodem tak naprawdę tylko 2 dni!
W tym wpisie opisze Wam 2 moje wycieczki oraz sama jazdę po amerykańskich drogach. Nie będę opisywał wizyty w Microsoft, bo niestety jest to tajne/poufne. Zakupy zrobiłem w Outletach obok Seattle i raczej nic ciekawego w tym nie było, nie licząc tego, że spędziłem tam sporą część jednego z popołudnia ;O.
Ale może od początku. Tak jak za pierwszym razem do Seattle poleciałem SAS (Scandinavian Airlines) przez Kopenhagę. Ceny biletów niestety trochę wyższe, bo niestety dolar zdrożał. Jak byłem w kwietniu to kosztował 2 PLN, a teraz 3 PLN! Pierwszy raz skorzystałem z nowego terminala 2 na warszawskim Okęciu i pierwszy raz nie stałem w długiej kolejce. Tym razem na lotnisku pozbawiono mnie nożyka – gratisu z jakieś konferencji. Zapomniałem go wyjąć z bagażu podręcznego.
Ten lot walczył z zachodem słońca jak żaden z moich poprzednich. Jako że wyleciałem z Kopenhagi o 15:30 (UTC+1), a doleciałem o 16:45 (UTC-8) to tak naprawdę przez większość lotu zachodziło słońce.
Po wylądowaniu wypożyczyłem samochód. Miał być Dodge Caliber lub podobny, no i był podobny – Nissan Sentra. Do opcji jaką wybrałem przez Internet dopłaciłem drugie tyle bo taki był koszt porządnego ubezpieczania, które lepiej było mieć. Pierwszy raz byłem kierowcą wypożyczonego samochodu, przynajmniej oficjalnie bo na poprzedniej wycieczce udało mi się poprowadzić samochód po Route 66. Ale teraz byłem jedynym kierowcą! Niestety na poprzednich wycieczkach mało uważałem, bo nawet nie wiedziałem jaki bieg służy do ruszania w automacie. Były P, R, N, D. P oczywiście park, r rear, n odczytałem jako normal i myślałem że ruszy. Niestety stał w miejscu. No, ale po instruktarzu Chińczyka z recepcji udało mi się odpalić maszynę i wbić się na pięciopasmową (oczywiście w jedną stronę) ulice używając biegu D jak driver ;). Przez pierwsze 30 minut byłem trochę zestresowany, ale już jadąc kolejnego dnia prowadziło mi się go rewelacyjnie.
Może mój następny samochód będzie właśnie automatem! Na pewno jest to wygodne rozwiązanie na takie drogi, jakie są w USA gdzie wszyscy jadą 60/70 mil/h bo tyle nakazuje prawo +/- 10 mil/h.
Drogi są wielopasmowe, ale nie są super gładkie. Na pewno nie ma tam dziur i kolein jak u nas, ale zdarza się jechać po jakby płytach, co powoduje lekki dyskomfort. Całe szczęście miałem GPS. Nie wyobrażam sobie jazdy po USA bez. Pierwszego dnia miałem też niezły schiz dlatego bo nawigacja dziwnie wszystko wyświetlała. Okazało się że to była moja wina gdyż przełączyłem ją w tryb 2D, zamiast domyślny 3D.
Podobało mi się to, że nawet jak źle zjechałem na autostradzie to zaraz mogłem wjechać poprzez kolejny wjazd na dobrą drogę. U nas na autostradzie często trzeba jechać 50 km do kolejnego wjazdu. Kolejna zmiana to znaki drogowe są u nich w większości opisowe i nie jest to jeden wyraz wiec czasami nie byłem pewny o co chodzi ;). Zresztą wydaje mi się że wielu amerykanów może mieć problemy by te najdłuższe opisy przeczytać, a raczej najszybciej czytającym narodem to oni nie są.
Zaskoczony byłem jeszcze jedną rzeczą związaną z wypożyczonym samochodem. Wybrałem samochód średniej klasy i nie przypuszczałem że może nie mieć zamka centralnego. Szczególnie że miał na przykład 4 szyby sterowane elektrycznie. Mój Nissan ma tylko dwie szyby elektryczne ale ma zamek centralny. Cały czas zamykałem wyłącznie drzwi kierowcy myśląc, że zamykają się automatycznie wszystkie. Niestety było inaczej o czym przekonałem się przypadkowo 3 dnia! Czyli połowę pobytu jeździłem z otwartymi drzwiami. Tak czy owak radyjka nikt nie podprowadził ;).
Wulkan (prawe, lewe), Okolice Mount Rainer National Park
Kolejny mały problem miałem ze zjazdem w prawo na czerwonym świetle :O. Nie wiedziałem czy to dopuszczalne. W Polsce światła są przed skrzyżowaniem, a u nich za. U nas można skręcać na świetle gdy mamy strzałkę w prawo, a u nich zawsze gdy jest wolna droga. Zdecydowanie lepiej niż u nas. Przypomniało mi się to, że przed wejściem do UE jakiś pajac zrobił błędną interpretację przepisów unijnych i zakazał skrętu na strzałkach w prawo. Z tego co pamiętam chyba nawet je demontowali, a niedawno okazało się że są one jak najbardziej dopuszczalne w UE. Ehhhh Polska i jej przepisy.
Voipdiscount ratował mnie przed bankructwem i dawał prawie bezpłatny kontakt telefoniczny ze światem. Jeśli nie znacie to gorąco polecam. Wydaje zazwyczaj około 1 euro dzwoniąc kilka godzin w czasie takiego wyjazdu.
Zamiast Redbulla piłem gorącą kawę w termicznym kubku, a jak się skończyła to czas przychodził na waniliowe frappuccino puszcze ze Starbaksa (http://pl.wikipedia.org/wiki/Starbucks) – rewelacja. Dlaczego u nas w marketach nie ma takiej dobrej kawy w puszkach 0,5l? W ogóle tylko na stacjach benzynowych czasem można kupić kawę w puszkach. Ludzie w US bardzo często popijają kawę idąc do pracy lub jadąc samochodem. U nas spotyka się to naprawdę sporadycznie.
W sobotni poranek ruszyłem w Redmond gdzie był mój hotel w kierunku wulkany Świętej Heleny (ang. Mount St. Helens National Volcanic Monument). Wyjazd był mi odradzany na jednym z forów o stanach zjednoczonych, ale całe szczęście nie posłuchałem, uparłem się i sam postanowiłem sprawdzić czy w górach są już naprawdę tak złe warunki że odradza się tego rodzaju wycieczki. Forum http://www.ewiza.com jest bardzo fajne i można tam czasami zweryfikować swoje plany wyprawowe z innymi osobami, które znają te miejsca. Niestety nie miałem samochodu 4×4, ale był wypożyczony i dobrze ubezpieczony wiec nie było aż tak źle. Droga w górach to 1-2 pasy w jedną stronę.
Wulkan oczami satelity Mapa dojazdu do wulkanu
Okazało się, że pogoda była idealna. Ciepło i totalnie puste drogi. Chodziłem w krótkim rękawku, co widać na zdjęciach. Więc zamykanie schronisk w górach jest albo przedwczesne albo miałem szczęście i trafiłem na super pogodę. Jak zwykle po wjeździe w góry zero zasięgu sieci GSM – taki urok Ameryki. Nie jest to fajne gdyż z komórką w górach człowiek czuje się dużo bezpieczniej, ale niestety w USA komórka poza miastami przyda się tylko jako mp3 player, albo w najlepszym przypadku jako GPS.
Z St. Helen nadal lekko unosi się dymek wulkaniczny – w końcu z tego, co słyszałem to jest najbardziej aktywny wulkan w USA. Choć ostatnio lawa i inne związki wulkaniczne intensywnie wydobywały się z niego w 1980 roku. Przed wyjazdem na tą wycieczkę warto spojrzeć na Webcamere http://www.fs.fed.us/gpnf/volcanocams/msh/hdimages/volcanocamhd.jpg ze schroniska Johnston Ridge Observatory, która jest wycelowana w wulkan.
Parking przy schronisku świecił pustkami ale stała tam jedna fajna perełka w kolorze żółtym.
Wulkan ogląda się z odległości kilku kilometrów w linii prostej. Wejście na niego to niestety niełatwa wspinaczka, którą z oczywistych powodów sobie darowałem.
Mount Rainer National Park Zatoka
Kolejną wycieczką samochodową była jazda do parku Mount Rainer National Park (2.). Rozpoczęła się w Renton (1.), a skończyła na lotnisku Tacoma (3.).
Mapa dojazdowa do mount Rainer National Park
Niestety pogoda średnio dopisała. Średnio bo niestety czasami padał deszcz oraz było chłodniej niż w przypadku jazdy na wulkan. Ale też były plusy bo unosząca się mgła powodowała niesamowity klimat. Dojechałem na wysokość mgły i musiałem wracać bo widoczność była na kilka metrów, a czas do odlotu zmalał do 4,5 h.
Wracając do zakupów to przed nimi wybrałem się zobaczyć zachód słońca nad zatoką. Na kilku zdjęciach umieszczonych w tym poście możecie zobaczyć jakie to ładne miejsce. Bardzo ładnie wyglądają góry w tle.
Przed wylotem udało mi się dojechać na cmentarz gdzie został pochowany Jimi Hendrix. Ot taki optymistyczny akcent na koniec.
A może jeszcze jedna ciekawostka. Samochód security Microsoftu:
Spis treści na temat mojego wyjazdu do USA:
08-04-13/18 – MVP Global Summit 2008 (podróż, Event, Seattle)
08-04-18/19 – Vancouver/Canada
08-04-19/20 – Las Vegas
08-04-19/20 Las Vegas
Tego dnia (19-04) mieliśmy wylot z Seattle do Las Vegas. Seattle przywitało nas ponownie zdecydowanie inną pogodą i opadami śniegu :O. Na lotnisku Tacoma oddaliśmy samochód i udaliśmy się do stanowisko Alaska AirLines skąd mieliśmy wylot do Las Vegas. Widoki z okna samolotu były istne marsjańskie.
Las Vegas już z góry wyglądało inaczej. Równo ułożone domki przypominały to co można zobaczyć w grze SimCity. Co ciekawe oni kształtują teren, dla każdego nawet małego budynku, długo przez jego wybudowaniem. W samolocie było czuć klimat Vegas czyli światową stolicy rozrywki i miastem grzechu ;). Pilot w czasie lotu złożył życzenia dziewczynie, która leciała tam poszaleć w 21 urodziny ;)!
Już na lotnisku wypożyczyliśmy samochód. Po zapłaceniu zapytaliśmy "jaki to samochód". Odpowiedz była zaskakująca "stoją na 3 piętrze, z otwartymi oknami, proszę sobie wybrać :O". Tak też zrobiliśmy i wypożyczyliśmy taki sam jak w Seattle, tylko inny kolor: czerwony. Tego dnia około północy miała przylecieć do nas żona Sebastiana – Karolina. Po rozpakowaniu się chłopacy udali się na lotnisko, a ja zwiedzać miasto. Okazało się że na lotnisku spędzili dużo czasu bo zaginął bagaż Karoliny.
Babcia w mustangu Rolnik z Texasu w wielkim samochodzie słuchający Dolly Parton
Miasto wyglądało kiczowato ale robiło wrażenie. Kartonowe miasto rozrywki na noc włącza neony i przyciąga ludzi. Odbija się to wielkimi korkami w głównej dzielnicy rozrywki – The Strip. Całe miasto to kasyna, budynki w kształtach znanych budowli z całego świata: piramida, Sfinks, Statua Wolności, Wieża Eiffla, most i budynki NY, kanały Wenecji. Wygląda to bajecznie.
Ludzie. Tu bawią się wszyscy: staruszkowie w mustangach, panienki w ledwo zakrywających je ciuszkach oraz inni normalni ludzie :). Wszędzie można pić alkohol co nie jest częste w USA. W samych kasynach dużo ludzi, co chwila okrzyki jak ktoś wygra. Kasyna są wielkie – w jednym nawet się zgubiłem i miałem problemy ze znalezieniem wyjścia.
Ja i 😉 na przykład Wieża Eiffla
Wenecja o północy w/g Las Vegas
Drugiego dnia przegraliśmy kilka dolarów tak dla zasady :).
Typowe kasyno W kasynie po prawo przegraliśmy trochę dolarów
To ciekawe miejsce z 2 innych powodów. Hotele są bardzo tanie, bo przy czterech osobach wychodzi 40zł/osobę za noc w hotelu. A na pewno można poszukać jeszcze tańszego! Drugi jest taki że to super punkt wypadowy do wielu miejsc: Wielki Kanion, Dolina Śmierci, Los Angeles, itd.
Z ciekawostek powiem Wam że koło LV jest Area 51 (czyli Strefa 51) znana z przetrzymywania tam UFO. Nie daliśmy się jednak skusić na jej odwiedzenie bo próba nielegalnego wejścia na teren bazy zagrożona była zawsze aresztowaniem i osadzeniem w więzieniu bez procesu sądowego, o czym informuje odpowiednie oznakowania terenu. Również legalnie nigdy nie wpuszczano tam żadnych turystów. Dla zapewnienia bezpieczeństwa bazy przewidziano również strzelanie bez ostrzeżenia do intruzów, o czym również informuje się turystów.
Takie jest Las Vega – fajne nocą, ale w dzień lepiej odwiedzić np. Wielki Kanion. Przynajmniej my tak zrobiliśmy o czym będzie można przeczytać w kolejnym wpisie.
Spis wpisów na temat mojego wyjazdu do USA:
08-04-13/18 MVP Global Summit 2008 (podróż, Event, Seattle)
08-04-18/19 Vancouver/Canada
08-04-18/19 Vancouver/Canada
Kolejny dzień rozpoczęliśmy od wypożyczenia samochodu. Wielkość Full Size, typ Chevrolet Impala. Cena całkiem dobra, bo około 70$ za dzień z pełnym ubezpieczeniem. Cel: Vancouver/Kanada. Całe szczęście miesiąc wcześniej zniesiono wizy dla polskich obywateli 🙂
USA Canada Border (prawie jak PKP) Granica USA/Canada
Widok z Harbour Centre Tower
Było to jedyne miasto, które zwiedziliśmy w Kanadzie. Granica kanadyjska przywitała nas opadami śniegu :O. Krótka rozmowa na granicy kanadyjskiej: gdzie mieszkamy, po co jedziemy do Vancouver, na jak długo, „udanej podróży”. Po kilku godzinach na horyzoncie pojawiły się piękne góry.
Stanley Park Panorama Vancouver
Na zwiedzanie miasta mieliśmy nie za dużo czasu, bo tylko jeden dzień (12:00-21:00). Od południa pogoda zrobiła się piękna, wyszło słońce. Ale za to wieczorem padał bardzo mocno śnieg. Jako ciekawostkę powiem Wam, że w tym mieście będzie odbywać się kolejna olimpiada zimowa w 2010.
Nasza cała grupa wycieczkowa Widok na góry skaliste z Harbour Centre Tower
Centrum miasta zwiedza się dość łatwo z mapkami atrakcji, które można otrzymać w każdym hotelu. Na początek całe miasto najłatwiej zobaczyć z wieży Harbour Centre Tower. Wjazd na nią jest płatny ale bardzo fajne zorganizowany dlatego, że płaci się za 2 wjazdy więc miasto można podziwiać w dzień i w nocy.
Z wieży udaliśmy się do pięknego parku Stanley Park. Bardzo zielone miejsce, pełne drzew, kwiatów i wody, która go otacza. Cały park znajduje się na cyplu. Można tam spotkać różne zwierzaki, a nawet wielkie sekwoje. W parku znajduje się też grupa totemów indiańskich. W oddali, na horyzoncie widać było pokryte śniegiem Góry Skaliste. Lion Bridge to przepiękny most, którego początek jest właśnie na północnej części parku.
Popołudniu niestety trochę się rozpadało ale mimo t o postanowiliśmy zwiedzić Chińska Dzielnice. Niestety okazało się że ta część Vancouver to siedziba "elementu", czyli narkomanów, prostytutek i "łelferowców" ("welfare" – finansowa pomoc od państwa).
Vancouver z Harbour Centre Tower
Noc spędziliśmy w hostelu. Był to typowy hostel gdzie tętni życie dzienne i nocne. Życie w Kanadzie jest droższe niż w stanach i był to najdroższy z naszych noclegów mimo tego, że resztę noclegów w USA była w hotelach.
Down Town Zwierz w Stanley Park
PS> Duża część zdjęć z tego wyjazdu będzie wykonana w technice HDR.
Od 12 do 27 kwietnia – tyle trwała moja wyprawa do USA. Postaram się ja opisać i zobrazować w kilku wpisach na blogu. Oto 1 z nich.
Spis wpisów na temat mojego wyjazdu do USA:
08-04-13/18 MVP Global Summit 2008 (podróż, Event, Seattle)
08-04-18/19 Vancouver/Canada
08-04-13 Konin-Poznań-Frankfurt-San Francisco-Seattle
9:21 start wyprawy, rozpoczynam ją w pociągu relacji Konin->Poznań. Po szybkim i sprawnym transporcie na lotnisko przyszedł czas na pierwszy przelot. Pierwszym przystankiem był Frankfurt gdzie dołączyłem do Sebastiana Wilczewskiego i Grzegorza Tworka.
Grzesiek, Sebastain i ja RA-SEE_YA czyli Rosja Genlandia
Kolejny port lotniczy, w którym wylądowaliśmy po 12 godzinnym locie to San Francisco. Sam przelot był koszmarnie długi, ale nie to było najgorsze. Najgorszy był Niemiec, który siedział obok mnie w śmierdzących skarpetach, któremu leciało z pyska przy każdym ziewnięciu grrrrrrrr. Całe szczęście szybko kupił sobie 4 wina, które spowodowały jego senność wiec pozostał tylko smród skarpet – fuj! Co do widoków to jak zwykle pięknymi widokami uraczyła nas Grenlandia.
Niesamowite widoki na Genlandie
Podróż na zachód jest o tyle ciekawa bo różnica w porze dnia wynikająca z przesunięcia czasu wynosiła tylko 2,5h. Wylot był we Frankfurcie o 17:25, a w San Francisco byliśmy już o 19:54. Niezła walka samolotu z czasem :). W czasie ostatniego przelotu, do Seattle, po prostu padłem na twarz. Zasnąłem od razu po zajęciu miejsca w samolocie, bo tyle godzin w podróży to jednak za dużo, dużo za dużo. Około 2 rano dotarliśmy taksówką pod nasz hotel – Westin. Był to ten sam hotel co rok temu ale otrzymaliśmy pokój w drugiej „wieży”. Przed pójściem spać łyknąłem jeszcze melatoninę. To lek, który łagodzi objawy związane z przesunięciem czasowym – jet lag. Myślę, że trochę pomogło, bo nie byłem tak zmęczony i senny jak rok temu.
Przybyli z całego świata Zwiedzamy Seattle
08-04-14/18 Seattle-Redmond – MVP Global Summit 2008
Welcome Tak jest przesyłana poczta Hotmail’owa
Welcome Dinner Standardowy środek transportu w Campusie
MVP Global Summit 2008 nie różnił się za dużo od poprzedniego. Standardowo obowiązuje mnie NDA więc napiszę o nim tylko ogólnie. Szczególnie pod względem organizacyjnym było bardzo podobnie. Według mnie największą różnicą była zmiana mojej kompetencji na Management Infrastructure, która nastąpiła miesiąc przed Summit’em. Moja poprzednia kompetencja czyli Windows Server Networking odeszła na emeryturę i wszyscy którzy ją posiadali otrzymali nową. Swoją drogą to dziwna decyzja, z której nie jestem zadowolony. Są kompetencje typu Share Point, a brak Windows Server. Mi i wielu osobom z którymi rozmawiałem właśnie taka najbardziej by odpowiadała. No, ale jest inaczej i musimy się do tego przyzwyczaić. Ciekawą kompetencję miał na swoim identyfikatorze Grzegorz Niemirowski: Mail. Trochę tajemnicza, ale to właśnie jemu, w karierze MVP, najczęściej zmieniano kompetencje.
Pierwszy i ostatni dzień konferencji odbył się w budynku Washington Trade and Convention Center, w Seattle. Keynote przypadł Steve’wi Ballmer’owi (Microsoft chief executive officer), który jak zwykle poprowadził sesje bardzo dynamicznie i interesująco. Zakończenie jako techniczna dyskusja było w wykonaniu Ray’a Ozzie’go (Microsoft chief software architect).
Muzem Microsoft czyli Microsoft Visitor Center
Drugi i trzeci dzień to szkolenia (łącznie 400 sesji) w Microsoft Campus, który jest oddalony o 16 mil od Seattle. W kampusie zatrudnionych jest około 40 tysięcy pracowników, którzy pracujom w maksymalnie 4 piętrowych budynkach w kształcie podwójnie połączonych ze sobą krzyży. Dziwne, że mają tylko kilka pięter, ale z tego, co się dowiedziałem są tak niskie, bo w Redmond są wozy strażackie z takimi krótkimi drabinami. Dziwne, że Microsoft nie za sponsoruje większego ;). Kampus jest bardzo zielony i dużo w nim miejsc przygotowanych do uprawiania różnych sportów.
Zielony Campus MS Biuro 😉 Domunika w Campusie
Campus Microsoft Duża część polskiej grupy
"Jak masz na imię dziewczynko?" "Milena" , "Bardzo ładnie"
Z imprez Summit’owych najlepsza jak zwykle jest odbywająca się w 3 dzień Attendee Party. W tym roku odbyła się w muzeum Rock’a. Byłem w szoku jak zobaczyłem wieżę zbudowaną z bodajże 700 gitar. Można było poznać historie rocka oraz na przykład pograć na różnych instrumentach. Wraz z kilkoma MVP i 2 dziewczynami z polskiego oddziału Microsoft wzięliśmy udział w pseudo nagraniu (poniżej fotka naszego zespołu). Ja grałem oczywiście na gitarze basowej.
Wejście i wyjście z Company Store
Wieża z gitar Po zakupach Muzeum MS
Seattle
Zwiedzania Seattle nie było za dużo, bo większość ciekawszych atrakcji zobaczyłem rok temu. Po ostatnim dniu Summit’u udałem się na kilku kilometrową wycieczkę, która zakończyła się na cmentarzu 😉 Lake View Cemetery gdzie był grób Bruce’a Lee. Myślałem, że znajdę też tam grób Jim’a Hendrix’a ale okazało się że spoczywa na innym cmentarzu (oddalonym o 10 mil). Tego dnia miałem też imieniny – co ciekawe rozpoczęły się w Polsce 9h wcześniej i skończyły po 33h w USA :).
Photosynth to jeden z projektów Microsoft Live Labs. Z setek cyfrowych zdjęć tworzone są trójwymiarowe obrazy, które można powiększać, przesuwać, zbliżać oraz oddalać w przeglądarce internetowej. Do obejrzenia potrzebna konieczna jest instalacja kontrolki ActiveX.
Dzięki tej technologii możemy zobaczyć dokładnie wahadłowiec Endeavour przygotowany do podróży kosmicznej oraz w czasie zworotu, który jest początkiem procedury powrotu na ziemie.
Jako uzupełnienie news-a wkleiłem dwa moje zdjęcia, które zrobiłem będąc w Stanach Zjednoczonych/Florydzie. Dokładnie 9 czerwca 2007 o 19:38 będąc na plaży Cocoa Beach obserwowałem start promu kosmicznego Atlantis z John F. Kennedy Space Center. Niezapomniane wrażenia! Teraz czekam kiedy będę miał możliwość aby spojrzeć z kosmosu na naszą zieloną planetę 🙂
2007.05.11 – 2007.05.25 – Egipt (Hurghada, Kair)
W piątek ok. 20:00 czasu egipskiego Hurghada przywitała nas ciepłym podmuchem powietrza. Nareszcie wylądowaliśmy, kupiliśmy wizę i tylko podróż do naszego hotelu dzieliła nas od upragnionych wakacji.
Brama wjazdowa do hotelu Ja i prezydent Egiptu Jeden z posągów w hotelu
Już na lotnisku spotkaliśmy się ze znaną z opowiadań uprzejmością Egipcjan. Niemal wyrywali nasze bagaże z rąk, aby móc je donieść do autokaru – jednak nie ma nic za darmo;) Bakszysz należy się zawsze. W tłumaczeniu z arabskiego oznacza "podziel się majątkiem". W rzeczywistości są to opłaty, które ponosi się na każdym kroku i dosłownie za wszystko. Obyczaj ten związany jest z religią islamu nakazujący wiernym dzielenie się częścią swoich dochodów z biednymi, a żeby biednego nie urazić darowizną w postaci czystej jałmużny pretekstem może być nawet symboliczna pomoc, czy po prostu zwykła uprzejmość, którą się wynagradza właśnie bakszyszem.
widoki z naszego pokoju hotelowego
Od lewej: Zbyszek, Magda, Magda, Siergiej Hotel cześć główna
Pierwsze dni spędziliśmy na poznawaniu kompleksu hotelu, który był naprawdę wielki oraz na wylegiwaniu się na plaży, przy basenie a wieczorem dyskoteka oraz bar All inclusive.
Wieczorami podziwialiśmy też niesamowite pokazy przy fontanne hotelowej.
Pogoda super, mała wilgotność powietrza wspaniale nam służyła, w maju temperatura nie była przerażająca – ok. 35 stopni Celsjusza, natomiast temperatura wody w morzu ok. 26. Mieliśmy tylko jeden mały problem z budzeniem się, ciężko nam było podnieść się z łóżka o godzinie 9-10 rano.
Nasze wycieczki rozpoczęła wyprawa do centrum Hurghady. Busy podjeżdżają, co chwilkę, więc mimo, że nasz hotel był oddalony ok. 15 km od centrum to nie było problemu żeby się tam dostać. Jedyny problem to targowanie, do którego nie jesteśmy przyzwyczajeni. Można jechać busem za 2 funty egipskie od osoby jak i za 5. Do Hurghady dojechaliśmy za 18 funtów na 4 osoby, a już powrotem tylko za 10. Ceny podaje aby pokazać jak tanie jest poruszanie po Egipcie. Wyszło na to że 15 km przejechaliśmy za 1,75 zł na osobę! Kierowca próbował nas przy wysiadaniu przekonać, że ustalona cena była inna, ale nie daliśmy się. Wyzywał nas po rosyjsku ale to był jego problem bo nic nie rozumieliśmy ;).
Małe banany smaują o wiele lepiej 😉 Duży fiat to niezła bryczka
Nadmorska cześć hotelu Coca cola made in Egipt
Już w drodze do Hurghady mogliśmy zaobserwować całkiem inną „kulturę” 😉 jazdę samochodem niż u nas. Na ulicach zamęt, hałas, symfonia klaksonów, morze taksówek i legiony Arabów. Przechodzień przeciska się pomiędzy samochodami, bo przejście dla pieszych to zjawisko niespotykane, a jeśli już jakieś jest (w Hurghadzie nie widzieliśmy, podobno są w Kairze;)) to zawsze jest czerwone światło – oczywiście dla pieszych. Gdyby nie „spowalniacze” na drogach pędziliby ile tylko się da. Co chwilę trąbią, albo migają światłami, jakby chcieli oznajmić „Uwaga jadę!”. Zakłady mechaniczne są pod chmurką – cóż brak opadów to umożliwia. Jak się coś zepsuje to podjeżdżają na pobocze i przeprowadzane są niezbędne naprawy. Dla nas bardzo dziwne, ale może ma to jakiś sens, nie rozpakowują siedzeń w taksówkach, jeżdżą często z zafoliowanymi :/.
Hurghada nocą 1 Zakład samochodowy pod chmurką
Hurghada nocą 2 Wejście do meczetu
Hurghada jest podzielona na trzy części – starą, nową i hotelową. Stara nazywana jest Dahar lub Downtown (centrum), nowa, najbardziej popularna – Sakalla i hotelowa Village Road. Większość ulic w Hurghadzie przepełniona jest sklepami z egipskimi gadżetami. To główne miejsce dla turystów. Tutaj znajdują się bary, puby, dyskoteki, gdzie schodzą się co noc tłumy młodych mieszkańców miejscowości i turyści. Ulice są pełne ludzi, co chwile podjeżdżają busy i taksówki. Życie tętni. Sprzedawcy nie są tak natrętni jak Ci w sklepikach przy hotelu… po usłyszeniu – nie dziękuję odpuszczają i szukają nowych klientów.
Od lewej: ja, Julia, Siergiej, Vika Julia i Magda na Party on the Beach
Animacje na plaży Człowiek kobra
Powinienem teraz opisać nasze pierwsze wciągnięcie do sklepu… właśnie w sklepikach przy hotelu… Otóż wybraliśmy się tylko kupić pocztówkę, więc nie mieliśmy nawet za dużo pieniędzy, a nim się obejrzeliśmy już byliśmy w sklepie z papirusami, słuchaliśmy wykładu, który papirus jest OK, a który nie i sprzedawca o imieniu chyba Thomas (tak się podpisał na wizytówce) wręczał nam pakunek, twierdząc, że nam ufa, „to nic, że nie mamy pieniędzy, oddamy mu je później, że przyniesiemy mu szczęście, jeśli kupimy coś u niego” itp. Ledwo, co udało nam się wyjść…, ale Magda dostała jeszcze prezent – mała zakładkę do książki z napisanym jej imieniem po arabsku. Ufff, od tego czasu nie wychodziliśmy sami do sklepów. Niesamowicie się targują, namawiają i oszukują przy płaceniu… Często nie mają drobnych, zwłaszcza w taksówkach. Tam najlepiej mieć odliczoną kwotę.
Czystsza cześć Nilu Kowal zawsze w cenie
Odwiedziliśmy też stolice Egiptu (15h jazdy autokarem!). Kair – stolica kraju i największe miasto Afryki wraz z sąsiadującymi miejscowościami liczy ponad 16 mln mieszkańców, czyli niemal 30% ludności państwa. To jedno z 3 największych miast świata. Przebywanie tam jeden dzień jest równe z wypaleniem dwóch paczek papierosów. Cały czas wydaje się jakby była mgła taki wielki jest smog.
Kair jest niesamowity, straszny tam ruch, zamęt, ludzie przebiegający zygzakiem przez ulicę pomiędzy jadącymi samochodami, mnóstwo policji na każdym kroku. Po drodze do Kairu dosiał się do naszego autokaru tajniak, który towarzyszył nam przez cały czas.
W oczy rzucają się tłumy ludzi na ulicach, widać ludzi uczepionych zatłoczonych autobusów, a także w białych galabijach jadących na osiołkach, krzyczących, gestykulujących, widać chaotyczny ruch samochodów i słychać nieustające ich trąbienie. Na ulicach stragany z przeróżnymi owocami, obok Arabowie siedzą w kucki na ulicy, niektórzy śpią na chodniku.
Prawie jak rzeka – Nil Piramida jest już prawie w mieście
Samotny jeździec na Sacharze W Egipcie pierszeństwo mają samochódy
Szokiem było dla nas zanieczyszczenie Nilu. Najdłuższa rzeka tonie w śmieciach! Władze zasypuja powoli kanały Nilu, tworząc w tych miejscach tereny zielone, ponieważ, były one wysypiskiem śmieci. Mieszkańcy zaczęli chorować na dziwne choroby, kobiety nie mogły donosić ciąży.
Ciekawie też wyglądają anteny satelitarne na niewykończonych domach. Niewykończonych ponieważ za takie domy nie płaci się podatku!
Oszukać podatki Pogaduchy na wielbłądach
Modlić sie można wszedzie Słońce, słońce i jeszcze raz słońce
Zobaczyliśmy piramidy i Sfinksa, ktore robiły niesamowite wrażenie. Wielkie, monumentalne, cudowne. Po raz kolejny nasuwało się pytanie na usta jak oni to zbudowali w tamtych czasach. Na świecie w tym czasie są dwa dźwigi, które są w stanie podnosić tak wielkie bloki kamienne. A zbudowali to ludzie wiele tysięcy lat temu. Chyba, że dowierzać niektórym teoriom, które twierdzą, ze wznieśli je Kosmici. Ciekawe jest to że piramidy są zaraz przy mieście.
Trzy wielkie piramidy Cheopsa, Chefrena i Mykerinosa i szereg piramid satelitarnych, Sfinks, ruiny świątyń grobowych i cmentarzyska oficjalnie datuje się na 4,5 tysiąca lat.
Z piramidą Cheopsa sąsiaduje pawilon w którym można zwiedzić słoneczną barkę.
Sfinks jest największą nierozwiązaną zagadką. Nie wiadomo kogo przedstawiał, ani kiedy tak naprawdę powstał niewątpliwie jest pierwszym obiektem który juz w czasach Faraona Totmesa został odkopany z piasku pustyni i poddany renowacji – juz wówczas był zabytkiem. Mówi o tym kamienna stella umieszczona pomiędzy łapami Sfinksa. Piramidy budowano w całym Egipcie. Jest ich grubo ponad sto. Jednak wszystkie powstały w okresie późniejszym od Trzech Wielkich Piramid i żadna im nie dorównuje.
Wokół piramid i Sfinksa panuje atmosfera wielkiego jarmarku. Arabowie głośno i natarczywie proponują kupno różnych tamtejszych pamiątek, proponują zrobienie z nimi zdjęcia, po czym oczywiście proszą o bakszysz.
Kilka ciekawostek o piramidzie Cheopsa: Wielka Piramida ma 137 m wysokości. Zbudowano ją z ponad 2,3 mln bloków wapiennych, wydobytych w pobliskich kamieniołomach. Każdy z nich waży ponad 2,5 tony. Największe bloki ważą ponad 15 ton, a granitowe płyty nad komorą królewską nawet 50 ton. Całą tę olbrzymią masę kamieni, ogółem ponad 6 mln ton, podniesiono bez pomocy nowoczesnych maszyn. Mimo to piramidę zbudowano z nieprawdopodobną dokładnością. Stoi ona na sztucznie zrównanym terenie, który odchyla się od poziomej powierzchni jedynie o niecałe 2 cm. Podstawa piramidy jest zadziwiająco bliska idealnemu kwadratowi (z odchyleniem paru centymetrów), a jej cztery rogi są prawie doskonałymi katami prostymi. Piramida została zorientowana według stron świata wskazywanych przez kompas. Jej boki są zwrócone dokładnie na północ, wschód, zachód i południe. Odchylenie od najbardziej precyzyjnie wyznaczonych kierunków jest niewielkie.
W Starym Kairze skupiają się najstarsze kościoły koptyjskie. Korzystający z nich wierni należą do chrześcijan północnoafrykańskich, którzy w swej wierze przetrwali od czasów rzymskich. My odwiedziliśmy Kościół św. Sergiusza. Jest on najstarszym zabytkiem architektury koptyjskiej, zostal wzniesiony w VI wieku. Legenda głosi, że kościół zbudowano na krypcie, w której schroniła się Święta Rodzina podczas swej ucieczki do Egiptu. Koptowie to chrześcijańska rdzenna ludność egipska. Stanowią 10% mieszkańców tego kraju. Kair koptyjski powstał znacznie wcześniej niż Kair muzułmański. Koptowie odrzucają istnienie dwóch natur Jezusa Chrystusa (boskiej i ludzkiej). Wierza tylko w jedną – boską – naturę Chrystusa (bez ludzkiej). W roku 641 kiedy Egipt został najechany przez Arabów wielu Koptów nawróciło się na Islam, aby uciec przed prześladowaniami.
Na pierwszy rzut oka Koptowie niczym sie nie wyrozniaja. Jednak mozna dostrzec pewne elementy wyrozniajace: maja wytatuowany maly krzyz koptyjski na nadgarstku lub przegubie dloni, kobiety nie zakrywaja wlosow, ich imiona sa neutralne, staroegipskie lub cudzoziemskie. Kosciol posiada swego niezależnego patriarchę, bogatą obrzędowość będącą rezultatem częściowej izolacji i własny język liturgii – arabski i częściowo koptyjski.
Jedną z najbardziej niezwykłych budowli Dzielnicy Koptyjskiej jest synagoga Ben Ezra. Niegdyś stał tu kościół świętego Michała, zbudowany w VII w., a zniszczony w XI w. W XII w. świątynię odbudowali Żydzi przebudowując ją na synagogę. W 1894 r. podczas przebudowy odkryto tajemne miejsce – genizę, czyli skrytkę przeznaczoną do przechowywania uszkodzonych świętych tekstów, których nie niszczono gdyż napisane na nich było Imię Boże.
Zwiedziliśmy także meczet. Przed wejściem oczywiście zostawiliśmy obuwie, za które wychodząc musieliśmy dać tak duży bakszysz na ile wycenialiśmy swoje butki :O. Wszytskie kobiety mimo, że miały zakryte ramiona, dostały zielone „szlafroki” z kapturami, które koniecznie musiały miec założone, aby przykryć włosy.
Karmienie usta usta Pije tylko wode marki ….
Dowiedzielismy się troszkę o religi muzułmańskiej. Każdy muzułmanin przed przystąpieniem do modlitwy musi sie umyc. Do tego są na środku meczetu kraniki. Nie można przejść przed modlącym się, trzeba go obejść z tyłu.
I najciekawsze wcale w meczecie nie trzeba się cały czas modlić:). Mozna przyjść odpocząc, a nawet przespać się, czego byliśmy świadkami. Na zdjęciach możecie zobaczyć meczet, ponieważ w kościele ani w sygagodze zdjęć nie można było robić :(.
Byliśmy także w wytwórni perfum. Stylowo urządzone saloniki z gablotami pełnymi przepięknie zdobionych buteleczek. Powitano nas zimnym karkade, kawa i herbata, a potem zaprezentowano różnego rodzaju esencje, z których po rozcieńczeniu w spirytusie można zrobić odpowiednie perfumy. Pracownicy smarowali nam dłonie odrobiną pachnącej esencji i zachęcali do zamawiania tych zapachów. Jednak wielu kupujących nie było.
Na hotelowej plaży poznaliśmy właściciela centrum nurkowania Sayeda. Załatwił on na special price u swojego znajomego Mustafy wycieczki quadami na Safari. Było świetnie. Przejażdżka na wielbłądzie, karmienie wielbłąda chlebem usta – usta no i jazda na quadach 50 km przez pustynie w obie strony.Mieliśmy okazję zobaczyć jak Beduini pieką chleb, posmakować herbaty w maleńkich metalowych kubeczkach, zapalić sziszę oraz wielbłąda pijącego wodę z butelki do ostatniej kropelki.
Szczery uśmiech po bakszysz Gorąca herbata w gorący dzień :O
Miałem okazję także nurkować. Podziwianie rafy oraz ryb kilka metrów pod idealnie czystą wodą to niezapomniane przeżycie. Ławice kolorowych ryb przepływają wszędzie. Magda niestety nie mogła nurkować, ponieważ rozcięła sobie stopę na Beach Party. Kilka szwów i niemożliwość moczenia stopy.
Zmiana opatrunku Przed nurkowaniem
No to płyniemy zobaczyć te dziwne ryby
Egipt to zawsze słońce, pustynia, egzotyczne krajobrazy, a przede wszystkim należącą do najpiękniejszych na świecie rafe koralową.